poniedziałek, 3 września 2012

Witam w Facepalmiarni!

Niekwestionowany patron Facepalmiarni
Podobno tłumaczenia są jak kobiety: albo piękne, albo wierne.

Szczerze wątpię w słuszność tej klasyfikacji, i to nie tylko ze względu na kłującą w oczy fałszywą dychotomię. Internet na dobre rozmył podział na profesjonalistów i amatorów-entuzjastów. Coraz mniejszej liczbie osób chce się czekać na oficjalne tłumaczenia filmów, seriali czy książek (niektórzy nawet nie wierzą, że czekać można), a dostępność słowników i translatorów sprawia, że tłumaczem może dziś zostać każdy.

Chciałoby się od razu dodać, że być może nie każdy powinien, ale niezależnie od kontrowersyjnego statusu prawnego i jakości amatorskich tłumaczeń, ze względu na edukacyjny charakter tego zjawiska trudno nie ocenić go pozytywnie. Od internetowych pasjonatów, często tworzących pod presją czasu, nikt nie wymaga jednak ani szczególnej wierności, ani wyjątkowego artyzmu - wystarczy, że wynik ich pracy będzie niewidzialny: nie zakłóci nam odbioru filmu, serialu, książki, piosenki. Nie zawsze jednak bywa tak różowo.

Niezależnie od tego, czy chodzi o źle zinterpretowany kolokwializm, wybór nieodpowiedniego słowa, kalkę językową czy po prostu niesamowitą inwencję tłumacza - niektóre tłumaczenia okazują się być pełne przezabawnych kwiatków, które regularnie będę prezentować na tym blogu. Nie chodzi tylko o zwykłe pomyłki - te zdarzają się każdemu - ale o najbardziej absurdalne wpadki, których bez problemu dałoby się uniknąć, gdyby tłumacz przez chwilę zastanowił się nad tym, co robi. Zaskakująco często zdarza się to również w tłumaczeniach "profesjonalnych" (a zatem takich, które wykonuje zawodowiec), więc i takimi przypadkami się tu zajmę.

Warto byłoby wyjaśnić na wstępie jeszcze jedną rzecz - celem tego bloga nie jest piętnowanie złych tłumaczeń. Z tego powodu nie będę tu publikowała pseudonimów czy nazwisk autorów tłumaczeń (poza stanowiącymi osobną kategorię "profesjonalistami"). Ponadto postaram się sięgać po cytaty z dzieł, które mają już swoje lata, tak aby ich autorki i autorzy, natknąwszy się na Facepalmiarnię, raczej zaśmiali się razem z nami z błędów młodości, a nie zapadli się pod ziemię ze wstydu.

Jak zatem określić charakter Facepalmiarni? Poza dostarczeniem rozrywki (a, jak - mam nadzieję - wkrótce się przekonacie, kreatywność niektórych tłumaczeń może budzić salwy śmiechu), po głowie chodzi mi dość koszmarny zwrot "charakter edukacyjny". Najprzyjemniej w końcu uczy się na cudzych błędach, a niektóre wpadki mogą okazać się naprawdę cennymi lekcjami języka, o inspiracji do własnego researchu nie wspominając.

To tyle tytułem (przydługiego) wstępu. Po pierwszą porcję facepalmogennych tłumaczeń zapraszam jeszcze w tym tygodniu!

2 komentarze:

  1. Ciekawy styl i lekkie pióro, które pamiętam z liceum. Czekam na więcej :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Fajny pomysł :) Będę zaglądać i się edukować.

    OdpowiedzUsuń