sobota, 10 listopada 2012

Potęga złego przekładu

Witam wszystkich czytelników Facepalmiarni w ten piękny (bo sobotni) wieczór!

Dawno już nie zdarzyło mi się dzielić z Wami tłumaczeniami stworzonymi przez tzw. profesjonalistów, a ponieważ ostatni wpis na ten temat (Zabawny? Nie, aseksualny!) wysuwa się stale na prowadzenie w plebiscycie na Złotą facePalmę Października (przypominam o głosowaniu w ankiecie z prawej strony!), uznałam, że czas naprawić ten błąd. Zwłaszcza, że zdarzyła się ku temu idealna okazja.

Tłumacz to zawód niewdzięczny - jeśli poradzisz sobie świetnie, doceni to wąskie grono entuzjastów, jeśli poradzisz sobie nieco gorzej, ze wszystkich stron będą na ciebie ciskać gromy. Nie dziwi mnie więc, że od niemal miesiąca w wielu miejscach natykałam się na artykuł Jacka Dehnela o wiele mówiącym tytule "Obce dziecko" Hollinghursta: potęga (złego) przekładu. Za co oberwało się tłumaczce najnowszej powieści Alana Hollinghursta?

Zachęcam do przeczytania całości, a poniżej kilka cytatów z fragmentami przekładu rodem z Facepalmiarni. Moim faworytem jest zdecydowanie niepotrzebny rozkład!

Owszem, rot to zepsucie, ale i bzdura - kiedy więc pewien pan peroruje przy stole, to mówi mnóstwo zbędnych bzdur, a nie - jak chciałaby tłumaczka - mówi dużo o niepotrzebnym rozkładzie (cokolwiek miałoby to znaczyć). Porcelana to po angielsku china, podobnie jak Chiny, ale chłopiec sięga nie do czarnej chińskiej klamki, ale do klamki z czarnej porcelany. I tak jest wszędzie. Co stronę, co zdanie. (...) Kiedy Daphne zaczyna pisać list od litery D i zastanawia się, czy rozwinąć to w darling, dear czy dearest - w wersji polskiej zaczyna od D i zastanawia się, czy dalej ma być kochanie, drogi czy najdroższy. Koncept zmienia się w kretynizm.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz